Nie mam ferii...
...dobija mnie to! Najpierw zajęcia, kolosy itd, potem sesja - nieustanny stres - a od jutra nowy semestr... ughhh... Kto normalny to wytrzyma??? Codziennie się zastanawiam czy na pewno jestem normalna... łażę na nudne zajęcia, wysiaduję godzinami na uczelni, wydaję majątek na herbatę w "Żaku", tracę zdrowie i czas szukając wykładowców by nabazgrali mi coś w indeksie i najgorsze, że nikt mnie tu siłą nie zaciągnął. Czy to normalne? Masochizm jakiś czy co... A wszystko dla jednego papierka i trzech literek przed nazwiskiem. I nigdy mi nikt nie zagwarantuje, że po tym wszystkim znajdę pracę.
Jakieś plusy... tylko to, że nie siedzę tam sama.